Caroline przechodziła przez korytarz, bez najmniejszego powodu. Cały dzień wydawał się tak dłużyć, a za jakąś godzinę miała wziąć tabletki, których po prostu nie znosi. Dlaczego nadal muszę tu żyć? Nienawidziła tego miejsca, chociaż czuła się w nim w miarę bezpieczna. Jednak tak czy siak tata wpadał co jakiś czas i to niezbyt dobrze odbijało się na psychikę dziewczyny. Nagle przypomniała sobie, że następne odwiedziny wypadają jutro. Staruszek przyjeżdżał tylko dlatego, żeby zgrywać dobrego ojca. Nawet mu to wychodziło, wszyscy pracownicy uważali go za dobrodusznego człowieka, rozpaczającego nad chorobą swojej córki. Bzdury... Nagle uwagę jej przykuł jeden obraz. Przedstawiał dwie kobiety, połączone razem ciałami, w ich ustach znajdowały się róże. Ciekawe kto to namalował? Kolory jakie na nim dominowały to czerń, biel, błękit i czerwień. Przyprawiał o zachwyt, ale jednocześnie o dreszcze. Jakiż to znakomity artysta musiał to namalować. Usiadła na podłodze i skuliła się, a jej oczy spoczywały na obrazie. Cierpienie, które włożono w każdą linię i barwę, było wielkie. Po jakimś czasie dziewczyna po prostu zasnęła, choć w tej chwili nie chciała przechodzić do Underland.
z/t.